czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 22 - Polegli, torturowani, zamordowani

   Déjà vu. Tak ludzie nazywają to odczucie, kiedy wiedzą, że sytuacja, w której aktualnie się znajdują, miała już kiedyś miejsce. Niebiańska Arena – nasz cel, a zarazem miejsce naszej udręki – to właśnie tu zmierzaliśmy, by wreszcie stawić czoła niemożliwemu.

   „Podążamy za jego pułapką” -  to były jedne z ostatnich słów, jakie od niego usłyszałem we śnie. Nie mieliśmy jednak innego wyboru. To los tego chciał. Jeden z nas zginie. Jeden z nas musi zginąć. Uranos albo ja, a dzieli nas już tylko gęstwina korytarzy, zwana inaczej Labiryntem.

   Brakowało mi jedynie siły. Ta podróż kompletnie mnie wyczerpała. Każdy krok w kierunku celu osłabiał mnie, co mogło by poskutkować utratą życia, lub czegoś ważniejszego – tego co kochamy i o co walczymy. Miłość – to jest słaby punkt Uranosa według Afrodyty. To jest moja nasza jedyna szansa i nic innego.

   Rachel również nie wyglądała na rwącą się do walki. Wręcz przeciwnie. Była mizernie blada i nogi się pod nią uginały. Dziś był jej dzień. To właśnie Chejron zlecił jej te zadanie, by wyruszyć ze mną w podróż, aby na końcu poprowadzić mną poprzez gęstwinę korytarzy. To ona miała tę niezwykłą moc widzenia przez Mgłę, o której mi tyle opowiadała. Choć nie wyglądała na zbyt pewną siebie, wiedziałem, że kryje się w niej silny duch, który nie da za wygraną.

- To miejsce wysysa moją energię – w końcu odrzekła słabo - Uranos nieźle to wszystko zaplanował.

   Atmosfera panująca tu była okropna i dołująca. Niebo posiadało mroczną, fioletową barwę mrożącą krew w żyłach. Kamienne blogi o szarych odcieniach wyglądały na takie, jakby stały tu już od wieków, specjalnie przygotowane na naszą wizytę. Gdzieniegdzie rosły jadowite, kolczaste krzewy. W powietrzu unosiła się dusząca woń o zapachu trupów.

   Wszystko idealnie ze sobą współgrało, tworząc "świetny komplet" zdolny doprowadzić do stanu nerwowego każdego kto tu zawita. Rachel miała rację: Uranos nieźle wszystko zaplanował.

- Nie jesteśmy tu sami – odparła Rachel, opierając się o ścianę labiryntu – Widzę ich.

- Co? Kogo widzisz? – zmartwiłem się

- Za mną! – zawołała i wbiegła w gęstwinę korytarzy

- Ale… - już chciałem ją powtrzymać, lecz zdałem sobie sprawę, że nie ma sensu marnować czasu, biorąc pod uwagę także to, iż według Rachel nie jesteśmy tu sami, a raczej nie ma się co spodziewać zbyt miłego towarzystwa w takim miejscu.

  Ruszyłem za nią po brukowanej ścieżce. Biegała zdecydowanie za szybko, co mogło by spowodować, że oboje siebie zgubimy. Poruszała się po gęstwinie korytarzy tak, jakby znała je na wylot. Najwyraźniej pewność siebie znowu do niej zawitała.

  Lekko kuśtykałem, jednak starałem się brnąć dalej. Nagle Rachel zatrzymała się tuż przed zakrętem i przytrzymała mnie, zanim ja zdążyłem na nią wpaść przez przypadek. Gestem ręki kazała mi zachować ciszę. Oparła się plenami o ścianę i nastawiła uszy.

- Tędy – szepnęła, by nikt oprócz mnie tego nie usłyszał i ruszyła w przeciwnym kierunku

   Liczyłem w końcu na pewne wyjaśnienia, jednak Rachel wcale nie dawała się zatrzymać.

- Już nie daleko! – zawołała, biegnąc dalej – Nie dogonią nas! Nie mogą nas dogonić!

- Ale kto? Rachel! – stanąłem, by nabrać tchu – O kogo ci chodzi?

   Ona jednak pędziła dalej, podczas gdy ja zostałem w tyle. Wbiegła już w kolejny korytarz, kompletnie schodząc z mojego pola widzenia. Uświadomiłem sobie jednak, że nie jestem sam, kiedy poczułem na swoim ramieniu dotyk czyjejś dłoni. Przełknąłem ślinę, po czym gwałtownie się odwróciłem.

   Myślałem, że tego dnia nic już mnie nie zaskoczy. Byłem jednak w błędzie. Kiedy zastałem przed sobą trzy zmasakrowane ciała starszych mężczyzn, poczułem się tak, jakbym umarł, odżył i jeszcze raz umarł z przerażenia. Cała trójka była w pełni pokryta śladami zadrapań i krwi. Mieli powybijane oczy i zdeformowane twarze. Ich skóra była tak poszarpana, że gdzieniegdzie widać było ich mięśnie. Przyodziani byli w ciemne szaty. Swoim wyglądem przypominali krwiożercze Zombie spotykane w grach.

   Już chciałem wyciągać Orkan, kiedy zorientowałem się, że trzej panowie, którzy już od dawna powinni być martwi i leżeć w grobie, stali przede mną bez najmniejszej żądzy mordu i wszelkich złych intencji. Jeden z nich spojrzał nawet na mnie z wyrazami współczucia.

- Uranos wam to zrobił? – zapytałem niepewnie i cicho, by ich nie wystraszyć

   Stojący tuż naprzeciwko mnie mężczyzna kiwnął lekko głową, jakby nie mógł mówić. Może był aż tak przerażony poddanym cierpieniom, że kompletnie utracił mowę.

- Więcej was tu jest?

- Zostali schwytani do niewoli – odrzekł kobiecy głos dobiegający zza moich pleców. Wszędzie bym rozpoznał Afrodytę.

- Ale kim oni są? – zapytałem

- Polegli, torturowani, zamordowani… Skazani na wieczną niewolę – odrzekła spokojnym tonem jak przystało na boginię miłości - Uranos nie ma sumienia…

   Kiedy to usłyszałem, moje ciało wypełniła złość. Uranos nie ma prawa tak bezkarnie kraść sobie ludzi z Podziemia, potem ich krzywdzić, a tym bardziej trzymać ich w niewoli.

- Muszę go odnaleźć – odrzekłem stanowczo – Jak się do niego dostać?

   Dopiero kiedy to powiedziałem, zorientowałem się, że bogini już nie ma. Wyglądało to tak, jakby przyszła tu tylko po to, by podbuntować mnie przeciwko Uranosowi. Powoli zaczynała już mnie wnerwiać.

   Jednak po chwili podszedł do mnie jeden z tych męczenników, złapał za ramię i zaczął mnie dokądś prowadzić. Nagle przed nami rozstąpiły się kamienne ściany, tworząc wyraźnie przejście.

   Już miałem tam wbiec, kiedy usłyszałem głośny krzyk. To Rachel. Kompletnie o niej zapomniałem. Moje nogi już szykowały się, by biec jej na ratunek, jednak mężczyzna stojący tuż obok przytrzymał mnie, a jego wyraz twarzy zdawał się mówić: „Bądź spokojny”.

   Jak mogłem być teraz spokojny? Przecież Rachel mogło coś grozić. Jednak pomimo usilnych starań i próśb, mężczyzna w ciemnych szatach nie dał mi wyboru. Kopnąłem go z całych sił w piszczel, a kiedy zgiął się z bólu, ruszyłem Rachel na ratunek.

1 komentarz:

  1. Patrz kto w końcu tu zawitał . Ten zgred co ci non stop ostatnio zadawał pytania .
    Keny mógł go lepiej potraktować ,a nie tylko w piszczel . Biedna Rachel . I na koniec ja chce KREW w końcu :D Znasz mnie .Ja bez tego nie umiem na niczym się dłużej skupić.

    OdpowiedzUsuń