- Ty żyjesz… - powiedziała to
tonem, jakby to wcale nie było takie oczywiste.
Wstałem na nogi, i wtedy poczułem
koszmarny ból. Całe ciało strasznie mnie piekło, jakbym został przed chwilą
wyjęty z gorącego piekarnika. Kiedy spojrzałem na moje dłonie, prawie zemdlałem
na widok tak czerwono rozpalonej skóry.
- Jak ja to…? – wydusiłem –
Skąd…?
- Powiedz mi lepiej, skąd ty
wytrzasnąłeś te słońce… - odparła
Rachel, przyglądając mi się badawczo.
- Słońce? – zdziwiłem się.
Jednak kiedy rozejrzałem się dookoła
wzgórza, ujrzałem jedynie pusty obszar pokryty ciemnym pyłem. Od razu
pomyślałem, że mogło to być spowodowane jakimś pożarem w lesie u stóp wzgórza,
które rozprzestrzeniło się dookoła. Lecz po chwili zdałem sobie sprawę, że
powodem tej katastrofy, byłem ja. Zaraz po tym jak zacząłem się świecić niczym
słońce, ogniste promienie musiały wypalić wszystko w promieniu kilkunastu
metrów, albo nawet i więcej. A co dziwniejsze ja i Rachel byliśmy cali, jakby
chroniła nas jakaś bariera… Miłość…
- Narobiliśmy tu niezłego
bałaganu… - westchnęła z wyrzutem Rachel, spoglądając na ciemny obszar pokryty
popiołem i sadzą.
Chciałem już się z nią zgodzić, kiedy
nagle przypomniałem sobie, o czymś ważnym. Włożyłem swoją dłoń do kieszeni.
Przeszukałem ją bardzo starannie. Już miałem pewnie obawy, że to zgubiłem, kiedy nagle moje palce
natrafiły na niewielki przedmiot. Wyciągnąłem go i wetknąłem do niewielkiego
dołka w ziemi, po czym starannie zasypałem ziemią.
- Co to jest? – zapytała z
zaciekawieniem Rachel.
- Nic takiego… po prostu
obiecałem jednej osobie, że spełnię jej jedną przysługę…
W ciągu paru chwil w miejscu, gdzie
zasiałem ziarno, wykiełkowała roślina… kilka centymetrów kolejna… potem
następna… i tak dalej… aż w końcu w mgnieniu oka cały obszar dotychczas
osadzony popiołem został pokryty zielenią i trawą. W niektórych miejscach
zaczęły wyrastać niewielkie drzewkach, na których już zaczęły wyrastać pąki. Po
kilku sekundach wszelkie znaki po zniszczeniach zostały kompletnie
zneutralizowane przez Matkę Naturę.
- O bogowie… - wyszczerzyliśmy
oczy.
Rachel, nie mogąc uwierzyć w to, co się
właśnie wydarzyło, przetarła oczy. Myślała przez chwilę, że to tylko sen.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jest świadkiem boskiego cudu.
Po chwili skuliła się na ziemi, jakby
nagle coś sobie przypomniała. Ja usiadłem tuż obok niej. Przed nami rozciągała
się nocna panorama Las Vegas – miasta, które nigdy nie śpi. Oparłem się na
ziemi głową do góry, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Na niebie
nie było żadnych twarzy, czy czegokolwiek innego, co mogłoby się wydawać
dziwne.
- Myślisz, że on wróci? –
zapytała rudowłosa.
- Nie wiem… - odparłem cicho –
Jednak zawsze lepiej jest być przygotowanym… tak na wszelki wypadek…
Nagle nasz wzrok spotkał się w tym samym
miejscu. Oczy Rachel świeciły bardziej niż zwykle. Nagle poczułem w głowie
dziwny głos mówiący: „No dalej! Całuj!”. Choćbym nie wiem jak bardzo temu się
sprzeciwiał, jakaś niewidzialna siła kazała mi objąć Rachel i pocałować ją.
Nasze twarze zaczęły się coraz bardziej do
siebie zbliżać. Nikt niczemu się nie sprzeciwiał, ani nie oddawał. Rachel
przymknęła oczy, po czym gwałtownie się cofnęła, jakby nagle sobie o czymś przypomniała.
- Kenny… - zaczęła Rachel,
oddalając się trochę – Ja nie mogę… Nie mogę!
- Jak to…? Czemu…? Coś się
stało?
- Proszę, nie! Jestem
Wyrocznią! – odparła lekko łamiącym się głosem – Bogowie… Bogowie będą źli…!
- Mam nadzieję, że tym razem
okażą odrobinę wyrozumiałości… możliwe, że taka okazja już nigdy nam się nie
przytrafi…
Rachel spojrzała na mnie ze zmartwieniem.
Nie słysząc żadnych sprzeciwień, ponownie zamknąłem oczy. A po chwili to
nastąpiło - spotkanie naszych ust i te przyjemne uczucie trwające zaledwie trzy
sekundy.
Potem oddaliliśmy się lekko od siebie,
rumieniąc się. Spojrzałem raz jeszcze w górę. Widać było jedynie miliony gwiazd
świecących nad naszymi głowami… i Niebo… ale inne Niebo… te, które wiosną jest
łagodne, a zimą tajemnicze… te, które kryje w sobie wiele tajemnic… te, którego
celem jest poszerzanie wszechświata, a nie jego niszczenie…
Oby zostało takie na dłużej…
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
O nie. Koniec pierwszego sezonu? Ale dlaczego?!
OdpowiedzUsuńOni żyją, tak, tak, tak! *^*
I jeszcze się pocałowałi, nad gwiazdami, jak słodko! XD
No nic. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekanie do czerwca. To tylko 2 miesiące, spokojnie. :(((
Pozdrawiam, Karmeeleq.
:) Świetny sezon :D
OdpowiedzUsuńi wszyscy zyją jej!!
Teraz czekamy do lipca ;)
No no a ty już mnie tu straszysz, że to już epilog ! ;)
Życzę weny od Apolla Will i zapraszam do mnie :)
http://nietypowiherosi.blogspot.com/
~LoLa
Dobra więc czas na mojego nie składnego koma xD
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, zę czytałam (prawie) każdy rozdział xD Ale nie każdy komentowałam < Lenie górą ^^ >
I przyznam, że nigdy w życiu nie czytałam czegoś równie szczęśliwego jak i smutnego... Przeżyłam wiele morderstw Radosnej, Loli, Voldi, nawet tych wujcia Ricka..
ALE JAK MOŻNA ZROBIĆ Z RACHEL NORMALNĄ DZIEWCZYNĘ?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! DLACZEGO BOGOWIE JEJ NIE ZABILI? DLACZEGO ONA ŻYJE?!!!!!!!!!!!!! POWIEDŹ, ŻE TO NIE JEST PRAWDZIWA rachel!!!!!!!!!!!!!!!!!!! MASZ JĄ ZABIĆ, BO INACZEJ JA ZABIJĘ CIEBIE xD ( nie to wcale nie są groźby xD )
A tak na poważnie:
Uważam, że ten epilog naprawdę ładnie wykańcza ( xD) całość. Ładne zamknięcie czy też de facto początek nowej seri/sezonu/tomu/ części/ szansy na zabicie rachel xD
Nie dało by się szybciej? :* Na przykład w maju? xD < nie mogę się doczekać śmierci Rachel xD >
Pozdrawiam i PRZYPOMINAM, ŻE rachel MA BYĆ MARTWA xD
Kochana i miła Cherry xD
Dobrze, więc po przeczytaniu tego rozdziału powiem tyle:
OdpowiedzUsuńSzczerzenie oczu, dziecko z żartu o piekarniku, opieranie się na ziemi głową do góry, Rachel, jeszcze żywa, choć powinna zostać usmażona na skwarek przez Zeusa. Przynajmniej nie było odgłosów kuł, ani rosyjskich czołgów i na szczęście nie było toksycznych zorzy polarnych.
Cóż, podsumuję to teraz w krótkich żołnierskich słowach : syf, kiła i mogiła xD Nie no, żartuję, było piękne ;) Aczkolwiek, z Cherry się zgadzam, Rachel ma być martwa :P A Kenny powinien się porządnie zastanowić nad kupieniem balsamu po opalaniu.
Ps. A czy skoro Kenny został "troszeńkę" poparzony, to włosy też mu zjarało? xD
Ps2. Zamieszczam tu żart o dziecku z piekarnika:
Co jest małe, czerwone i puka w szybkę?
Dziecko w piekarniku.
Odmeldowuję się, Voldi ;)