niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 25 - Ostateczne Starcie

Jest to już przedostatnia notka planowana na ten sezon, dlatego pragnę na samym początku zaprosić Was na moje całkiem nowe blogi ;)
 
1) The Story of Heroes - jest to również fan-fiction Olimpijskich herosów, w którym tym razem cała siódemka żyje... no prawie cała ;) Rozdziały są krótkie, więc mało męczące i są pisane z perspektywy wszystkich głównym bohaterów OH. Poruszane tam jest wiele wątków.
 
2) Białe Róże - tym razem jest to fan-fiction igrzysk śmierci, w którym główną rolę odgrywa Willow Mellark - córka Katniss i Peety - i jej brat Rye.
 
3) Wybrańcy Galaktyki - to już jest w pełni wymyślona historia, którą prowadzę z innym blogerem (Panna Voldi xD). Jest to typowy Sci-Fi. Dużo akcji i wojen między planetarnych ;)
 
A teraz już bez przeciągania zapraszam Was na "Grand Finale" xD

  
     Jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło…

     Rachel stała obok mnie ze spokojną miną i przyglądała mi się pytającym spojrzeniem. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem, dziwiąc się jakim cudem ona jeszcze żyje. Przecież była już martwa. Mimo wszystko chciałem ją jak najszybciej uścisnąć ze szczęścia.

- Czemu tak dziwnie na mnie patrzysz...? - zapytała znużonym głosem, mrużąc brwi - Wchodzimy?

     Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że znów stoimy pod tą samą kawiarnią, gdzie spotkaliśmy tamtą Nimfę. Teraz zrozumiałem, iż Afrodyta musiała cofnąć nas do czasu, jeszcze zanim trafiliśmy do Labiryntu przygotowanego przez Uranosa. Nadal nie mogłem w to uwierzyć. Nie wiedziałem, jak zareagować...

- Wchodzimy? - zapytała po chwili ponownie nieco poważniej i wyraźniej.

- Mam inny pomysł – odparłem z cierpkim uśmiechem na twarzy.

- Jak to? – zdziwiła się – Przecież to jest ta „Niebiańska Arena”, co nie?

     Rozejrzawszy się dookoła, ujrzałem w oddali wysokie wzgórze. Od razu rozpoznałem tamto wzniesienie i wszystko wskazywało na to, że to właśnie tam czeka na mnie teraz Uranos, tak jak w tym śnie…

- Ruszamy! – powiedziałem stanowczo

- Gdzie? – zdziwiła się rudowłosa

- Zobaczysz…

     Złapałem ją za ramię i wbiegliśmy do ślepego zaułku, żeby nie zwracać uwagi mieszkańców. Stanąłem pod ścianą, przypominając sobie, jak Uranos opowiadał mi o tym, jakie posiadam moce. Z tego co pamiętałem, wspomniał coś o lataniu. To była idealna okazja na przetestowanie tej umiejętności.

     Do latania potrzebne mi były skrzydła, a wydaje mi się, że już kiedyś coś podobnego widziałem, jeszcze w trakcie podróży. Podczas przejazdu przez Nowy Meksyk natrafiliśmy z Rachel na pewną górę, wewnątrz której na jednym z obrazków wyrytych na kamiennych ścianach jaskini widoczna była podobizna człowieka z parą skrzydeł wyrastających zza grzbietu.

     Nie wątpiłem, że mogło chodzić o mnie, dlatego stanąłem na środku i skupiłem się, zaciskając pięści. Wyobraziłem sobie parę skrzydeł ogromnych skrzydeł. Poczułem jak energia rozpiera mnie od środka.

- Już do ciebie lecę, Uranosie! – zawołałem, po czym gwałtownie zza moich pleców wyrosła ogromna para mrocznych skrzydeł o czarnej barwie, które równie dobrze mogłyby należeć do najgroźniejszego stworzenia na świecie.

     Złapałem Rachel w pasie, która spoglądała na mnie osłupiale, nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego słowa.

- Kenny! - krzyknęła Wyrocznia - Skąd ty...?

     W mgnieniu oka wzbiłem się w powietrze. Leciałem tak, jakbym już robił to od dawna. Czułem się jak ptak unoszący się ponad chmurami, przygotowując się na moje ostatnie spotkanie z Ojcem w świecie żywych.

***

     Wylądowaliśmy niedaleko szczytu. Od razu kiedy moje stopy poczuły grunt, moje skrzydła rozpłynęły się w powietrzu. Postawiłem Rachel na ziemi. Wciąż spoglądała na mnie z osłupieniem.

- Ale jak ty to…? – wyjąkała

- Csiii – uciszyłem ją – Zostań tu…

- Kenny, nie! – krzyknęła Rachel, ale ja już się wspiąłem na sam szczyt góry, z której ujrzałem piękną panoramę Las Vegas. Zbliżała się noc. Słońce dotykało już nieboskłonu. Jeszcze raz zacisnąłem pięści.

- Uranosie! – krzyknąłem – Pokaż się i skończmy już z tym, co mamy do załatwienia!

     W odpowiedzi otrzymałem szum drzew. Bardzo mnie to zirytowało, gdyż chciałem jak najszybciej mieć już to wszystko z głowy, nawet jeśli w grę wchodziło moje życie. Kiedy jeszcze raz zawołałem boga nieba, pojawił się przede mną Sierp Kronosa, z którego odbijały się ostatnie promienie Słońca. Jakby pod wpływem hipnozy podszedłem do śmiertelnej broni o końcami palców dotknąłem ostrze, kiedy nagle obiekt ten wybuchł z ogromną mocą, aż moje ciało poleciało na kilka metrów.

    Wtem zapanował chaos. Dookoła mnie słyszałem głośne wrzaski. Ziemia zaczęła się trząść. Drzewa zaczęły się walać na ziemię. A z kilku metrów dalej dochodziły dziwne jęki. W mgnieniu oka uświadomiłem sobie, że jestem właśnie otaczany przez tysiące uciekinierów z Tartaru. Setki Sturękich, Empuz, Drakain, Cyklopów i innych mitologicznych zaczęły wolnym krokiem zbliżać się do mnie, jakby pragnęła rozszarpać moje ciało na strzępy. Moje serce zaczęło bić jeszcze mocniej. Na widok tylu przeciwników zrobiło mi się słabo, a nogi uginały się pode mną. Wiedziałem, że jestem za słaby.

- Myślałeś, że wygrasz! – na niebie tuż nade mną pojawiła się ogromna twarz rozbawionego Uranosa – Liczyłeś na to, że zdołasz mnie przechytrzyć! Ale byłeś w błędzie! Spóźniłeś się! Moja Armia jest już wolna, a ty i ten twój obóz herosów jesteście bezsilni!

     Nagle pioruny strzelały dookoła mnie trafiając w drzewa. Błyskawice rozrywały niebo. Grad z deszczem zaczął padać na ziemię. Grunt pod moimi nogami trząsł się, przewracając mnie co chwile na kolana.

- Przyznaj, że zawiodłeś, herosku! – krzyknął głośniej, a jeden piorun trzasnął tuż obok mojej nogi. – Już nic nie zrobisz!

     Armia Uranosa zbliżała się do mnie z każdą sekundą. Na ich twarzach malował się złowieszczy i pragnący zemsty uśmiech. Wśród nich znajdowało się również wiele Satyrów, którzy raczej powinni stać po stronie herosów.

    Dobyłem miecza, licząc, że choć trochę zdołam odpędzić ich, jednak oni wciąż się zbliżali. Deszcz jeszcze bardziej to wszystko utrudniał. Trudno mi było cokolwiek dotrzeć, a sama twarz Uranosa stawała się co raz bardziej niewyraźna.

- Nie możesz karać całego świata za błąd Gai! – krzyknąłem – Ludzie nie zasługują na to. A wasze konflikty powinny pozostać między wami.

- Ty niczego nie rozumiesz! – wrzasnął niskim głosem bóg – Nie pozwolę na to, bym znowu musiał odzyskiwać swoje siły. Muszę zniszczyć Ziemię, a tylko wtedy zemszczę się na Gai!

- To ty niczego nie rozumiesz! Afrodyta miała co do ciebie rację! Nie wiesz co to znaczy „Miłość”! Bo gdybyś wiedział, na pewno nie zabijałbyś niewinnych ludzi!

- Zaczynasz mnie już poważnie irytować! – krzyknął, po czym wydał polecenie: - Zabić go!

     Potwory dookoła mnie były już o kilka kroków dalej ode mnie. Musiałem jakoś się obronić. Ucieczka nie grała roli. Po krótkiej retrospekcji z mojej podróży, przypomniałem sobie raz jeszcze słowa Afrodyty próbującej mi wyjaśnić, że jedynym sposobem na zwycięstwo jest „Miłość”.

     Próbowałem się jakoś skupić, jednak hałas dookoła mnie strasznie wyprowadzał z równowagi. A obecność  pragnących krwi potworów wcale tego nie ułatwiał. Deszcz zaczął padać co raz szybciej, a pioruny waliły z coraz to większą siłą. Stanowczo przydało by się tu trochę więcej światła, gdyż słońce już w pełni zniknęło z horyzontu. Jednak uświadomiwszy sobie, że ja przecież potrafię zmieniać warunki pogodowe podobnie jak mój ojciec, wpadł mi do głowy pewien pomysł – ostatnia nadzieja!

     Stanąłem wyprostowanie i wziąłem kilka spokojnych wdechów. Pomyślałem o swoim dzieciństwie – o znajomymi, przyjaciołach ze szkoły, mamie i o Cindy… pomyślałem o Obozie Herosów, o Chejronie, Teddzie i o półbogach. Pomyślałem jeszcze o świecie, o szczęśliwych, najzwyklejszych rodzinach, w których ludzie darzą się nieograniczoną miłością i wierzą w to, że zawsze będą razem. Na koniec pomyślałem o Rachel – o rudowłosej dziewczynie, przy której czułem się inaczej… Ci wszyscy ludzie są tym, za co warto walczyć, ryzykując nawet swoje życie…

     Czułem jak w moim ciele gromadzi się energia. Moje narządy wewnętrze zaczęły mnie rozpalać od środka. Moja skóra zaczęła się rozjaśniać co raz mocniej i mocniej tak, że armia Uranosa zaczęła się ode mnie oddalać.

- Co ty robisz? – wrzasnął bóg niespokojnym tonem – Przestań natychmiast! Przestań!

     Nagle poczułem jak całe moje ciało płonie i promienieje niczym słońce. Drzewa zaczęły się palić, potwory zaczęły jęczeć z bólu. Uranos zakrył swoją twarz, piszcząc żebym przestał, jednak ja wcale tego nie kontrolowałem. Wszystko działo się bardzo szybko. Czułem jak ogromna kula ognia rozrywa moje ciało na strzępy i wydostaje się na zewnątrz  w promieniu kilkuset kilometrów, zabijając wszystko i wszystkich dookoła…

     Nawet i mnie…

3 komentarze:

  1. Jak zabijając Go?! Co ty sobie wyobrażasz?! Co to ma być?! On ma żyć! Musi! Proszę. :(
    Dobra, już mi lepiej.
    Cofnięcie w czasie? Tego się nie spodziewałam. Całej tej akcji się nie spodziewałam, ale ciii.
    Afrodyta rządzi! Mimo, iż (przez inne blogi), nie przepadam za nią, tutaj jest całkiem miła. Ba, bardzo miła. Daje cenne rady, cofa w czasie... to wszystko takie, hm, takie słodkie. Chociaż nie. Nie wiem, jak to określić. Mam tylko nadzieję, że nie będzie chciała niczego w zamian, choć już mogła sobie wziąć jego życie. Nie, nie mogła. :(
    Ciarki mnie przeszły, gdy opisywałeś te wyjście armi. Brr. Wyobraziłam sobie to wszystko. Jak go otaczają i podchodzą coraz bliżej i bliżej... Tylko po to, żeby się zaraz spalić. Hah.
    To też siebie wyobraziłam. On musiał tak jakby promieniować, na złoto. Może i jestem podła, ale widok musiał być piękny. No dobra, przynajmniej pierwszej części. Tej, gdy oni się spalają, już niekoniecznie. To musiało być straszne i śmierdzące. Uu. :ć
    A co z rudowłosą? Posłuchała Go i została tam? Czy może zaraz przyjdzie i w ostatnim momencie zobaczy, jak jej ukochany płonie? Jestem okropna, wiem.
    Koniec Uranosa! Awww! XD
    Wybacz, że komentarz taki pomieszany i krótki, ale chciałam się streścić, bo zaciekawiłeś mnie Białymi Różami!
    Uwielbiam Igrzyska Śmierci, więc będę czytać. Na pozostałe dwa blogi również wpadnę, tylko nieco później.
    Weny życzę!
    PS. Został tylko jeden rozdział? Kurcze, nie! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Został jeden rozdział... ale tego sezonu ;)

      I dzięki za koma :D Bardzo lubię czytać takie długie xD

      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Keni umrł, Uranos umrł, Rejczel nwm czy umrła, wszyscy urmną. UMRZCIE. Supi rozdziałał (i tak go nie przeczytałam xd)(nie noe żart xd)

    OdpowiedzUsuń