niedziela, 28 września 2014

Rozdział 19 - Przysięgam, że nigdy tu nie wrócę

- Lądujemy tu - oznajmiła Rachel dość niespokojnym tonem

   Pegaz zaczął opadać z niesamowitą prędkością w dół. To już mogło być nasze ostatnie lądowanie na tej misji. Jakiś czas temu przekroczyliśmy granicę stanu Nevada. Teraz znajdowaliśmy się centralnie nad Las Vegas. Między nami a ziemią dzieliło już nas tylko kilka metrów.

   Pegaz zaczął już coraz wolniej machać swoimi skrzydłami, aż w końcu wylądował. Zeszliśmy na ziemię, po czym nasz środek transportu tak bez powodu rozpłynął się w powietrzu, zostawiając nas samych w wielkim mieście o północy.

- Czemu ten Pegaz zniknął? - zdziwiła się Rachel
 
- A ja wiem...? To jest teraz nieistotne.

   Rozejrzałem się dookoła. Było tu wiele oświetlonych wieżowców. Przy ulicy można było tylko zaobserwować różne kasyna, restauracje i budynki mieszkalne. Cała droga była w pełni zakorkowana. Czuć było tylko zapach spalin samochodowych.

- Powiedz lepiej gdzie mamy iść - odrzekłem, wciąż przyglądając się otoczeniu

- Pamiętasz tę listę Alice w Manhattanie?

- Tak. "Niebiańska Arena". Masz jakiś pomysł?

- Nie za bardzo - odrzekła smutno Rachel - Las Vegas to tylko i wyłącznie miasto hazardu. Ale warto kogoś zapytać.

- Tak więc masz jakiś pomysł gdzie szukać wskazówek? - zapytałem

- Tak, jest tu pewne miejsce... i dokładnie przed nami. Chociaż jest tu dość... no... niebezpiecznie.

   Tuż naprzeciwko nas znajdował się wysoki budynek. Nad wejściem widniał ogromny napis "Kasyno Lotos". Widać było, że to jest jedno z najpopularniejszych kasyn w całym Las Vegas.

- Pamiętaj! - odezwała się Rachel - Pod żadnym pozorem niczego tam nie jedz... NICZEGO!

- Dobra...? - zdziwiłem się, ale nie zadawałem pytań - Jeszcze coś?

- Chyba nie...

   Weszliśmy do środka. Wnętrze budynku wywarło na mnie ogromne wrażenie. Było tu wszystko czego zwykły człowiek mógłby zapragnąć, aby bawić się do końca życia. Przekąski. Tunele wodny. Ścianki wspinaczkowe. Most do skoków na bungee. Możliwość jazdy na desce po  sztucznym śniegu. Wypasione gry video wszelkiego rodzaju... ogólnie dla każdego.

   Gdybyśmy nie byli teraz na misji to z pewnością bym się tu zatrzymał na jakiś czas.

- Rachel? - odezwałem się - To co mamy teraz robić?

- No jak to co? Szukać wskazówek!

   Wtem wybiegła w głąb kasyna z uśmiechem na twarzy.

- Ahh - westchnąłem, po czym ruszyłem za nią

   W między czasie podeszła do mnie jakaś kelnerka z tacą wypełnioną tartami z kremem.

- Może ciasteczko? - zapytała kelnerka, wskazując na tacę

- Nie, dziękuje - odrzekłem, pamiętając o tym co mówiła Rachel

- Czemu?! - zapytała... tym razem trochę ze złością - Nie jadłeś naszych tart?!

- Nie, no skąd. Jadłem! Są pyszne! - skłamałem, licząc, że kelnerka zaraz sobie pójdzie

- Aha - ponownie się uśmiechnęła - No to życzę miłego ŻYCIA w Kasynie Lotos

   Życia? Chyba raczej nocy. Chociaż chciałbym, nie mogę tu zostać na całe życie. Mam ważną misję. Wtem podeszła do mnie Rachel.

- I co? - zapytała - Znalazłeś coś?

- Nie widzę żadnych wskazówek - odrzekłem

- Jakich wskazówek? - zdziwiła się - Ja się pytam czy znalazłeś już sobie jakieś zajęcie. Ja zaraz idę na ścianę wspinaczkową.

- Co ty gadasz? Przecież nie jesteśmy tu, aby się bawić.

- Oj tam, oj tam. A jadłeś już jakieś przekąski?

- Nie... Ale kelnerka proponowała mi tartę. Odmówiłem jak kazałaś.

- Odmówiłeś? - zdziwiła się - Jak można odmówić takie pyszności? Ja już jadłam z dziesięć,

- Czy ty dobrze się czujesz? - zmartwiłem się o nią

- Kelnerka! - zawołała Rachel, ignorując to co powiedziałem - Halo! On jeszcze nie jadł waszego deseru!

   Wtem podeszła jakaś inna kelnerka i wręczyła mi tartę, po czym szybko odeszła.

- Mam to zjeść? - zapytałem

   Rachel kiwnęła głową. Wsadziłem ciastko to ust i ugryzłem... Wtem jakoś wszystko wyleciało mi z głowy... Zapomniałem po co tu jesteśmy...

- I co? - zapytała Rachel

- Świetnie! Na co jeszcze czekamy? Do zabawy!

   Wyskoczyliśmy na przód. Niczego nie pamiętałem i wcale nie chciałem sobie tego przypominać. Absolutnie straciłem rachubę czasu. Bawiliśmy się i szaleliśmy. Mijały sekundy, minuty, godziny. W tym czasie zdążyliśmy zrobić dosłownie wszystko, co miało do zaoferowania kasyno.

- Kenny! - zawołała rozbawiona Rachel - Jak się czujesz?

- Świetnie! - krzyknąłem - Ale zaraz wracam. Musze iść się trochę odświeżyć.

   Kiwnęła głową. Pobiegłem w kierunku męskiej toalety. Wszedłem i stanąłem przed kranem. Nabrałem trochę wody i ochłodziłem twarz. Tuż obok mnie stał jakiś wysoki facet w czarnym garniturze i ciemnych okularach. Rozmawiał z kimś przez telefon. Wyglądało na to, że nawet mnie nie zauważył.

- Dobrze szefie! - mówił - Tak, on tu jest... Tak, z nią... Już go szukają... Zaraz jak znajdziemy Kenny'ego, ruszymy tam...

   Czy ja dobrze usłyszałem "KENNY'EGO"? Wyszedłem z łazienki, udając, że nic nie słyszałem, po czym ruszyłem szukać Rachel. Nagle wszystko sobie przypomniałem. Już nie było mi do śmiechu. Właśnie dowiedziałem się, że mnie szukają i zaraz mnie dopadną.

   Rachel mogła być wszędzie. Musiałem ją odnaleźć. Nagle zauważyłem tam jakąś rudowłosą dziewczynę. Ruszyłem w jej kierunku, kiedy nagle stanęła naprzeciw mnie jakaś kelnerka.

- Ciasteczka? - zapytała

- Nie, dzięki - odrzekłem, po czym zacząłem biec dalej

- Straż! - usłyszałem krzyki kelnerki - On tu jest! Tam wybiegł!

- No nie - powiedziałem sam do siebie - Rachel! Rachel!

   Nie mogłem jej znaleźć. Nagle zauważyłem za sobą kilkoro mężczyzn w garniturach, którzy zaczęli mnie ścigać. Przyśpieszyłem.

- Rachel! - krzyknąłem - Rachel!

- Co? - odezwała się jakaś osoba stojąca tuż obok mnie... to była Rachel - Co tak krzyczysz?

- Nie mamy czasu na rozmowy! - krzyknąłem, po czym złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą

- Gdzie ty mnie ciągniesz? - szarpała się - Przestań!

- Chodź! - krzyknąłem - Szukają nas!

- Kto nas szuka?

   Nagle przed nami stanęło kilkoro napakowanych mężczyzn w garniturach... i za nami też. W ciągu kilku sekund byliśmy już otoczeni.

- Czego od nas chcą? - zmartwiła się rudowłosa

- Nie wiem! Ale trzeba użyć mocy!

   Zamknąłem oczy i skupiłem się. Potrzebowałem coś bardzo szybkiego, co pozwoli nam uciec. Miałem nadzieję, że tym razem też to zadziała.

- "Coś co pozwoli nam uciec" - powtórzyłem sobie w myślach

   Nagle przed nami zaczął formować się wielki motor. Lśnił czernią i kusił, aby się na nim przejechać. Na całe szczęście umiałem jeździć na motorze. Nabrałem do tego wprawy, jeszcze kiedy żyłem na Manhattanie.

- Wskakuj, Rachel! - zawołałem

   Bez żadnego przemyślenia zrobiła jak kazałem. Wskoczyłem na motor i dałem gazu. Prawie najechałem na mężczyznę w garniturku, który zdążył przesunąć się na lewo. Przyspieszyłem i skręciłem w stronę drzwi wejściowych.

   Na całe szczęście nie przejechałem żadnego śmiertelnika, gdyż widząc mój motor, od razu uciekali. Od drzwi dzieliło już nas tylko pięć metrów... cztery... trzy... dwa... jeden... TRZASK. Wjechaliśmy na drzwi, taranując je. Zjechałem na ulicę i dałem gazu, aby już nas nikt nie znalazł. Tego dnia zaprzysięgłem sobie, że nigdy tu nie wrócę.

1 komentarz:

  1. Boskie!
    Max... Pisz dalej ! Czytam kiedy tylko mam chwilę wolnego czasu... Bardzo ciekawe :D
    ~~NikeDankers~~

    OdpowiedzUsuń