niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 8 - Otacza mnie jakieś Pole Siłowe

Byłem bardzo niespokojny. Już od ponad pięciu minut leciałem wraz z Rachel na pegazie. Obóz herosów był już tylko małą kropeczką. Naszym celem był teraz Manhattan. Z taką prędkością myślałem, że dolecimy tam za jakieś kilka minut. Pegaz był naprawde szybki.

Najgorsze było to, że nigdy wcześniej nie dosiadałem pegaza. A co jeżeli zginę w trakcie lądowania? Co prawda nie mam żadnych szans z Uranosem. I tak prędzej czy później zginę, ale... już teraz?

Było mi bardzo zimno. Miałem na sobie tylko krótkie spodenki i T-shirt. Ciekawiło mnie jednak o czym myślała Rachel. Czyżby o tej rozmowie z Chejronem? Nic mi nie zdradziła, ale była strasznie rozkojarzona. Nagle Rachel mnie objęła, co sprawiło, że zrobiło mi się o wiele cieplej. Czyżby to dlatego... że jej też było zimno? Nie mogłem jej ostatnio rozgryźć.

Zrobiło się dość ciemno. Już zauważyłem w oddali panoramę Nowego Yorku. Miasto było bardzo oświetlone.

- Prawie jesteśmy - powiedziałem, po czy Rachel mnie puściła. Zapewne dopiero teraz zauważyła, że obejmowała mnie przez jakiś czas.

- Aha, ale jak wylądujesz?

- Nie wiem. Masz jakiś pomyśł ? - zapytałem - Myślę, że...

Nagle niebo zmieniło barwę na krwistą czerwień. Usłyszałem bardzo niski i donośny śmiech.

- Kenny, słyszysz... widzisz to? Niebo... Śmiech... Kto to...? - zaniepokoiła się Rachel

- Niestety chyba wiem. Rozpoznaję ten śmiech - zmartwiłem się

Wtem zauważyłem w oddali czarną kropkę. I jeszcze jedną obok. I kolejną. Były ich dziesiątki. Leciały w naszym kierunku.

- Co to ma być? - zapytałem

Wyglądały jak wielkie kule armatnie. Ale czemu leciały w naszym kierunku?

- Ja nie wiem... ale to chce nas... - przerwała Rachel

Nie musiała dokańczać. Te kule chciały nas zabić, ale skąd się znalazły tu na niebie? Czy Uranos je tu przysłał? To było bardzo niepokojące.

- Otaczają nas! - zauwarzyła Rachel - Kenny zrób coś!

- Ale co ?! - krzyknąłem zaniepokojony

- Użyj swoich mocy! - krzyknęła

- Jakich mocy ?! - również krzyknąłem

Kule już były od nas oddalone o jakieś dwadzieścia metrów.

- Kenny !

Już nie wiedziałem co robić. Nigdy nie lubiłem działać pod presją. Kule już prawie nas dogoniły. Byłem bez szans na przeżycie. Myślałem, że to już koniec.

Nagle Rachel znów mnie objęła. Tym razem jeszcze mocniej. Poczułem w sobie wielką moc. Nie mogłem zginąć. Nie teraz. Musiałem ratować świat. Wszyscy na mnie liczyli. Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby. Wyobraziłem sobie, że coś mnie otacza... Tarcza. Ale czy pomoże...? Kiedy nagle...

Bam! Bam! Bam! Bam...

Nastała cisza. Dziesiątki kul armatnich trafiły w nas. To już koniec. Zawiodłem. Słyszałem tylko śmiech... śmiech Uranosa, który przyprawiał mnie o dreszcze. Przypomniały mi się te słowa, które wypowiedział wtedy na wzgórzu... w moim śnie:

,,Zabiję cię, nędzny Herosku - mówił - a wtedy zyskam moc zdolną zniszczyć cały świat"

- Czy już nie żyjemy? - zapytałem

- Nie wiem... - odpowiedziała Rachel - Ale Kenny, co nas otacza...?

Otworzyłem oczy zdziwiony. Otaczało nas coś w stylu pola siłowego. Wyglądało jakbyśmy się znajdowali w jakiejś kuli. Pole było koloru błękitnego, koloru nieba.
Nagle zniknęło.

Niebo znów otrzymało swą pierwotną postać. Byłem w szoku. Kul armatnich już nie było. Czy ta tarcza, którą sobie wyobraziłem... zadziałała naprawdę? Ale jak się pojawiło te pole siłowe? Jak? Czy to ja? A może te moce, o których mama mi mówiła... to prawda?

 Odwróciłem się do Rachel. Patrzała na mnie jak na jakiegoś dziwoląga. Już myślałem, że zaraz oszaleje. W jej zielonych oczach było tyle niepokoju.

- To byłeś ty ? - zapytała

- Ja...Ja nie wiem, ale chcę się tego jak najszybciej dowiedzieć.

- Kenny...?

Nagle pegaz gwałtownie się zatrzymał , a mnie wywaliło do przodu i wypadłem. Leciałem w dół, jakieś sto metrów nad Nowym Yorkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz